czwartek, 12 stycznia 2017

Mama w todze



Na początek czytelnikowi należą się pewne wyjaśnienia odnośnie do tak długiej przerwy w moim blogowaniu. Mianowicie niespełna dwa lata temu moja rodzina powiększyła się o pewną uroczą, acz niesforną młodą damę, na skutek czego czas i zapał niezbędne do prowadzenia tego bloga uległy czasowo drastycznemu ograniczeniu. Jakby to nie brzmiało w ustach adwokata – są ważniejsze rzeczy w życiu, niż prawo :) Obiecuję, że z czasem postaram się nadrobić zaległości.

Gdy dowiedziałam się, że zostanę mamą, często zastanawiałam się jak pogodzę macierzyństwo z wykonywaniem zawodu adwokata. Problem ten dotyczył najpierw kobiety paradującej z coraz większym brzuszkiem pod togą, a później młodej mamy z terminem na wniesienie apelacji, który zbiegał się z terminem skoku rozwojowego córeczki ;)

Muszę jednak przyznać, że okres ciąży i pierwsze miesiące życia mojej córeczki przyniosły piękne doświadczenia. Na własnej osobie odczułam wówczas serdeczność i wyrozumiałość szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości. Przede wszystkim miałam okazję od innej strony poznać ludzi, których widywałam na co dzień w sądzie, czy prokuraturze. Bardzo miło wspominam na przykład zatroskaną Panią szatniarkę, która z uśmiechem pyta o termin porodu i płeć dziecka,  czy pana z ochrony Sądu, który z uśmiechem cierpliwie czekał, aż znajdę legitymację w torebce (pamięć płata w tym okresie niezłe figle). Wręcz zaskoczyło mnie traktowanie ze strony cudownych pań i panów w czytelniach, którzy pytali czy się dobrze czuję i czasami przekazywali mi akta poza kolejką.  Zapamiętałam też pana prokuratora, który przed rozprawą wypytywał czy dobrze się czuję i jako młody ojciec dzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami na korytarzu sądowym.

Sędziowie na rozprawach… cóż, to historia sama w sobie. Toga jest szeroka, ale nie da się ukryć, że w pewnym momencie rozmiaru brzuszka już nie była w stanie zasłonić. Bardzo ciepło wspominam panią protokolantkę, która na prośbę sędziego zadzwoniła do mnie z informacją, że termin rozprawy spadnie z wokandy, gdyż prowadzący sprawę sędzia pamiętał o moim stanie i nie chciał, abym w wysokiej ciąży niepotrzebnie biegała do sądu. Z kolei inna pani sędzia, przeprosiła mnie za odroczenie terminu rozprawy, zapewniając, że gdyby wiedziała, że spodziewam się dziecka, to zapewne ktoś z sądu zadzwoniłby z powyższą informacją. Do tej pory wspominam również sędziego, który zapytał mnie, czy spodziewam się dziecka, a uzyskawszy odpowiedź twierdzącą, zarządził, abym przez cały czas rozprawy siedziała w ławce. Siła przyzwyczajenia jest jednak silniejsza, stąd kilka razy zdarzyło mi się wstać, na co sędzia z rosnącym stopniowo zniecierpliwieniem reagował krótkim: „proszę siedzieć”!

Były także inne zabawne historie. Na jednej z rozpraw w pewnym momencie usłyszałam od sędziego pytanie, czy dobrze się czuje, czy może potrzebuję przerwy? W pierwszej chwili  nie wiedziałam o co chodzi, ale później zorientowałam się, że z powodu bólu pleców nieustannie wiercę się na ławce. No cóż, sędzia mógł się wystraszyć, że nadszedł już „ten” moment…

Pewnego razu, gdy córeczka miała już kilka miesięcy, musiałam udać się do pewnego Sądu, aby zbadać akta w sprawie karnej. Nie mając innego wyjścia zabrałam dziecko ze sobą.

Panie z sekretariatu nie tylko przyjęły mnie bardzo życzliwie (choć z pewnym zaskoczeniem), lecz nawet zaproponowały badanie akt sprawy w sekretariacie Pani Prezes, gdyż traf chciał, że wózek nie mieścił się w pokoju sekretariatu. Tym samym mogłam swobodnie badać akta, podczas gdy córeczka bawiła się grzechotką, zapewniając rozrywkę pracownikom Sądu. Na zakończenie pan ochroniarz, zaproponował zniesienie wózka przy wychodzeniu z budynku. Cóż, specjalnego zjazdu tam niestety nie uświadczysz.

Było także wiele rozmów na korytarzach sądowych z adwokatami i radcami prawnymi, którzy pytali o moje samopoczucie i zdrowie dziecka oraz dzielili się swoimi rodzicielskimi doświadczeniami.

Czasami mijam osoby, które bardzo pomogły mi w tym wyjątkowym dla mnie czasie i uśmiechając się do nich myślę, że nawet nie wiedzą jak kiedyś swoim uśmiechem, czy dobrym słowem przyczynili się do tego, że ja – a wraz ze mną moja córeczka – czułam się dobrze i szczęśliwie wykonując swój zawód w tak szczególnym dla kobiety czasie.

Często słyszę, że kobiety w ciąży są w tym kraju źle traktowane, a wymiar sprawiedliwości to machina bezwzględna i pozbawiona uczuć – wręcz nieludzka. To nie jest prawda. Wymiar sprawiedliwości to ludzie: od sędziego i mecenasa poczynając, na szatniarce i ochroniarzu kończąc. To szereg x i y, ludzi takich jak my wszyscy, którzy mają rodziny, swoje osobiste problemy i nie są maszynami. Okres mojej ciąży i macierzyństwa utwierdził mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz