Na
początek czytelnikowi należą się pewne wyjaśnienia odnośnie do tak długiej
przerwy w moim blogowaniu. Mianowicie niespełna dwa lata temu moja rodzina
powiększyła się o pewną uroczą, acz niesforną młodą damę, na skutek czego czas
i zapał niezbędne do prowadzenia tego bloga uległy czasowo drastycznemu
ograniczeniu. Jakby to nie brzmiało w ustach adwokata – są ważniejsze rzeczy w
życiu, niż prawo :) Obiecuję, że z czasem postaram się nadrobić zaległości.
Gdy dowiedziałam
się, że zostanę mamą, często zastanawiałam się jak pogodzę macierzyństwo z
wykonywaniem zawodu adwokata. Problem ten dotyczył najpierw kobiety paradującej
z coraz większym brzuszkiem pod togą, a później młodej mamy z terminem na
wniesienie apelacji, który zbiegał się z terminem skoku rozwojowego córeczki ;)
Muszę
jednak przyznać, że okres ciąży i pierwsze miesiące życia mojej córeczki
przyniosły piękne doświadczenia. Na własnej osobie odczułam wówczas serdeczność
i wyrozumiałość szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości. Przede wszystkim miałam
okazję od innej strony poznać ludzi, których widywałam na co dzień w sądzie, czy
prokuraturze. Bardzo miło wspominam na przykład zatroskaną Panią szatniarkę,
która z uśmiechem pyta o termin porodu i płeć dziecka, czy pana z ochrony Sądu, który z uśmiechem cierpliwie
czekał, aż znajdę legitymację w torebce (pamięć płata w tym okresie niezłe
figle). Wręcz zaskoczyło mnie traktowanie ze strony cudownych pań i panów w
czytelniach, którzy pytali czy się dobrze czuję i czasami przekazywali mi akta
poza kolejką. Zapamiętałam też pana
prokuratora, który przed rozprawą wypytywał czy dobrze się czuję i jako młody
ojciec dzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami na korytarzu sądowym.
Sędziowie
na rozprawach… cóż, to historia sama w sobie. Toga jest szeroka, ale nie da się
ukryć, że w pewnym momencie rozmiaru brzuszka już nie była w stanie zasłonić. Bardzo
ciepło wspominam panią protokolantkę, która na prośbę sędziego zadzwoniła do
mnie z informacją, że termin rozprawy spadnie z wokandy, gdyż prowadzący sprawę
sędzia pamiętał o moim stanie i nie chciał, abym w wysokiej ciąży niepotrzebnie
biegała do sądu. Z kolei inna pani sędzia, przeprosiła mnie za odroczenie
terminu rozprawy, zapewniając, że gdyby wiedziała, że spodziewam się dziecka,
to zapewne ktoś z sądu zadzwoniłby z powyższą informacją. Do tej pory wspominam
również sędziego, który zapytał mnie, czy spodziewam się dziecka, a uzyskawszy
odpowiedź twierdzącą, zarządził, abym przez cały czas rozprawy siedziała w
ławce. Siła przyzwyczajenia jest jednak silniejsza, stąd kilka razy zdarzyło mi
się wstać, na co sędzia z rosnącym stopniowo zniecierpliwieniem reagował
krótkim: „proszę siedzieć”!
Były
także inne zabawne historie. Na jednej z rozpraw w pewnym momencie usłyszałam
od sędziego pytanie, czy dobrze się czuje, czy może potrzebuję przerwy? W
pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi,
ale później zorientowałam się, że z powodu bólu pleców nieustannie wiercę się na
ławce. No cóż, sędzia mógł się wystraszyć, że nadszedł już „ten” moment…
Pewnego
razu, gdy córeczka miała już kilka miesięcy, musiałam udać się do pewnego Sądu,
aby zbadać akta w sprawie karnej. Nie mając innego wyjścia zabrałam dziecko ze
sobą.
Panie
z sekretariatu nie tylko przyjęły mnie bardzo życzliwie (choć z pewnym
zaskoczeniem), lecz nawet zaproponowały badanie akt sprawy w sekretariacie Pani
Prezes, gdyż traf chciał, że wózek nie mieścił się w pokoju sekretariatu. Tym
samym mogłam swobodnie badać akta, podczas gdy córeczka bawiła się grzechotką,
zapewniając rozrywkę pracownikom Sądu. Na zakończenie pan ochroniarz,
zaproponował zniesienie wózka przy wychodzeniu z budynku.
Cóż, specjalnego zjazdu tam niestety nie uświadczysz.
Było
także wiele rozmów na korytarzach sądowych z adwokatami i radcami prawnymi, którzy
pytali o moje samopoczucie i zdrowie dziecka oraz dzielili się swoimi
rodzicielskimi doświadczeniami.
Czasami
mijam osoby, które bardzo pomogły mi w tym wyjątkowym dla mnie czasie i uśmiechając
się do nich myślę, że nawet nie wiedzą jak kiedyś swoim uśmiechem, czy dobrym
słowem przyczynili się do tego, że ja – a wraz ze mną moja córeczka – czułam
się dobrze i szczęśliwie wykonując swój zawód w tak szczególnym dla kobiety czasie.
Często
słyszę, że kobiety w ciąży są w tym kraju źle traktowane, a wymiar
sprawiedliwości to machina bezwzględna i pozbawiona uczuć – wręcz nieludzka. To
nie jest prawda. Wymiar sprawiedliwości to ludzie: od sędziego i mecenasa
poczynając, na szatniarce i ochroniarzu kończąc. To szereg x i y, ludzi takich
jak my wszyscy, którzy mają rodziny, swoje osobiste problemy i nie są maszynami.
Okres mojej ciąży i macierzyństwa utwierdził mnie w tym przekonaniu jeszcze
bardziej.